Przeszliśmy jeszcze kawałek drogi, aż wyszliśmy na ulicę dzielącą las.
- Ta banda żyje tak blisko cywilizacji?
- Jak myślisz, skąd wiedzą co to wi-fi?
- Wiedzą?
- Mamy XXI wiek, ludzie krzyczą ,,nie ma wi-fi!'' będąc w lesie.
- Och...
- Właśnie. Och.
Oparł się o drzewo,
- Wszystko w porządku?
- Nie.
Wyjął z kieszeni fiolkę z niebieskim pyłem, wyciągnął rękę przed siebie i czekał, aż przyjmę przedmiot. Przyjęłam, popatrzyłam podejrzliwie na mężczyznę.
- Jakby mnie nie zestrzelili, to moglibyśmy lecieć. Dobrze, że mam grubą skórę.
- Co ty powiedziałeś?
- Nic. To coś przeniesie nas do najbliższego zmiennokształtnego. Mam nadzieję, że to nie Cedda.
- W jaki sposób to rozwiąże nasze problemy?
- O ile się nie mylę, gdzieś tu mieszka wielbiciel Gwardii. Jeśli nam się poszczęści, zabierze nas do nich.
- To nie będzie szczęście. Przecież oni chcą cię zabić...
- Chcą wydłubać mi oczy, a nie zabić, z tego co wiem. I raczej nie poddam się bez walki. - przycisnął rękę do brzucha.
- Chyba nie masz aż tak grubej skóry...
- Rozsyp ten proszek.
- Po prostu?
- Tak.
Wykonałam polecenie. Niebieski pył opadł na ziemię, fiolkę wcisnęłam do kieszeni spodni. Gabriel odsunął się od drzewa, złapał mnie za rękę i postawił krok na ziemię lśniącą błękitem. Nagle znaleźliśmy się przed drzwiami ładnego, jednorodzinnego domu. Jasne ściany, czerwony dach, mały ogródek z huśtawką, drewniany płot, duże okna. Ładne miejsce... Świtało, kiedy drzwi się otworzyły. Gabriel chciał wejść do środka bez pytania, jednak kiedy postawił następny krok, zasłabł i przewrócił się na ścianę. Atrakcyjna trzydziestolatka w czerwonej sukience popatrzyła na mnie z przerażeniem. Wysunęłam spod bluzki naszyjnik i uniosłam. Odetchnęła z ulgą, zarzuciła na siebie jedną rękę Gabriela. Pomogłam jej zaprowadzić go do salonu, położyłyśmy go na kanapie. Rozpięłam mu koszulę. Na brzuchu miał paskudną ranę po postrzale.
- Ty jesteś cała? - zapytała rudowłosa. - Alexandro, jesteś cała?
- Skąd znasz moje imię?
- Ktoś mnie uprzedził.
- Kto?
- Później ci powiem, nie stresuj się, usiądź na fotelu. Ja się nim zajmę. - powiedziała, kierując się do lśniącej kuchni. Usiadłam, zamknęłam twarz w dłoniach i słuchałam niespokojnego oddechu Gabriela. Kobieta była lekarką, zapewniła mu profesjonalną opiekę. Krzyczał, kiedy wyjmowała kulę z jego ciała. Te krzyki sprawiły mi większy ból, niż jemu kula... Kiedy skończyła, poszła do łazienki, żeby zmyć z siebie jego krew. Ja usiadłam na krawędzi kanapy, złapałam jego rękę i wymusiłam uśmiech.
- Nawet nie próbuj być dla mnie miła. - syknął.
- Dlaczego miałabym być miła?
- Dlatego, że jestem ranny?
- Nie dostaniesz taryfy ulgowej, jeśli o to chodzi. Może po prostu przestanę na ciebie burczeć na jakiś czas.
- Nie przestawaj, nie będziesz sobą.
- Taka jestem okropna?
- Tak. Tak, jak ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz