poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 2

Nocowałam u rodziców. Nie cierpiałam tego miejsca, ale nie miałam wyjścia. Ostatnio za dużo myślałam i to mnie dodatkowo przygnębiało. Zdałam sobie sprawę, że byłam podejrzana o morderstwo. Żałobnicy patrzyli na mnie krzywo... nawet pani Martin, która zawsze była mi bliska. Poczucie odrzucenia nie należało do najprzyjemniejszych, tym bardziej, że byłam oskarżana bezpodstawnie o coś tak obrzydliwego. Nie mogłabym skrzywdzić tych ludzi. Nie mogłabym odebrać im tak cennych żyć.
Pocieszałam się tym, że Gabriel nie miał racji... nie byłam zwierzęciem, miałam uczucia, które dopiero teraz się we mnie obudziły...bo już wiedziałam, że było za późno.
Ten ból i tęsknota uderzyły we mnie tak nagle i z tak ogromną siłą! Wciąż miałam przed oczami obraz zalewającej się czerwienią wody. Ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że już nigdy nie będzie jak dawniej. Czułam się bezradna i samotna. Nie było przy mnie mojego anioła...
Jedyne co mogłam dla niego zrobić to pomścić go...pomścić ich wszystkich...ale nie wiedziałam, czy taka drobna, spokojna, cicha dziewczynka, która nie ma w sobie ani grama wiary ani radości jest w stanie cokolwiek zrobić. Było we mnie jeszcze więcej nienawiści niż wczoraj.
Dodatkowo zastanawiała mnie postać Gabriela... to, co mi pokazał, wydawało się tak bardzo realistyczne...a może to tylko sen? Może tylko mi się przyśnił? Kolejny żart mający na celu zniszczenie mojej psychiki? Los znowu się mną bawi? Musiałam się dowiedzieć, bo Gabriel mógł być kluczem do rozwiązania tej całej sprawy i do odnalezienia mordercy.
Wyszłam z pokoju i zachwiałam się. Zupełnie bez przyczyny straciłam równowagę. Na szczęście zdążyłam się oprzeć o rzeźbioną poręcz schodów i nie spadłam. Wróciłam do pozycji wyprostowanej i westchnęłam dumna z siebie. Na dole stała jakaś kobieta i patrzyła na mnie z pogardą. Była ubrana na czarno, więc obstawiłam, że to jedna z żałobników, którą moi rodzice przenocowali. Hm wydaje mi się, że mój upadek byłby jej bardzo na rękę. Poprawiłam czarną sukienkę i uśmiechnęłam się sztucznie. Kobieta odwróciła się na pięcie i odeszła wręcz kipiąc nienawiścią do mnie. Cóż za nieszczęście ją biedną spotkało, że musiała przebywać pod tym samym dachem co potencjalna morderczyni! Może mi nie wierzyć, ha! Mogą mi wszyscy nie wierzyć! Ale ja wiem, że nie zrobiłam tego, a to ścierwo, które jest za to odpowiedzialne, jest gdzieś niedaleko!
Słyszę płacz dochodzący z kuchni. Wydawało mi się, że to moja mama. Przyznam, że trochę mnie to zaniepokoiło. Tylko trochę, bo przecież atmosfera była tutaj od jakiegoś czasu nieciekawa, a płacz jest czymś normalnym. Jednak moja mama była całkiem silną kobietą i na pewno nie płakała bez powodu. Zaciekawiona weszłam do pomieszczenia. Wiedziałam!
Rodzice rozmawiali z dwoma policjantami, którzy na domiar złego nie wyglądali na przyjaznych. Przecież nic mi nie mogą zrobić, nie mają dowodów! Chyba, że fakt, że jeszcze żyję, jest wystarczającym dowodem...
- Pójdziesz z nami - oznajmił szorstko jeden z mężczyzn.
-Areszt?! Czy ona trafi do więzienia?!- denerwowała się mama, wciąż krztusząc się łzami.
- Najprawdopodobniej tak. - odpowiedział policjant. Na całe szczęście mimo wszystko nadal byłam bezuczuciową istotą. A przynajmniej miałam nadzieję, że tak było. Gdyby to, co mówił Gabriel było prawdą... No cóż, można spróbować.
- Najprawdopodobniej NIE- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się tak złośliwie jak nigdy wcześniej w życiu. Mój biedny Lukas by mnie nie poznał...
-Chyba nie chcesz, żebym cię skuł? - troskliwie ,,zapytał'' drugi policjant, udając miłego. Ja wiedziałam, że nie był miły... Nie odpowiedziałam. Próbowałam uwierzyć w słowa Gabriela. Próbowałam, ale... nie mogłam. No cóż, chyba nie miałam wyjścia. Musiałam się wściec.
- Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? - rzuciłam arogancko. Zauważyłam, że w drzwiach stanęła tamta kobieta, którą wcześniej widziałam. Nie nocowała tu, po prostu doniosła policji o moim położeniu i grzecznie ich tu przyprowadziła. Uważnie przysłuchiwała się dyskusji z wstrętną satysfakcją na twarzy. Brzydziła mnie. Policjant przewrócił oczami i mocno złapał mnie za nadgarstki. Zabolało. To wystarczyło, nienawidziłam bólu i nie pozwalałam go sobie zadawać.
Poczułam dziwne dreszcze na plecach. Nie potrafię opisać tego uczucia, ale było dość...przyjemne...Napełniło mnie ciekawym spokojem i siłą, której tak bardzo potrzebowałam. Cieszyłam się później, że wybrałam na ten dzień sukienkę z dużym wycięciem na plecach. Zrozumiałam, dlaczego Gabriel nazwał mnie krukiem. Uwierzyłam mu, bo z moich pleców wyrosły czarne, duże, piękne skrzydła. Wszyscy w pomieszczeniu byli przerażeni. No cóż, to był mój ogromny błąd, bo teraz uznają mnie za potwora i na pewno uznają za winną. Ale...było warto! Zaczęłam poruszać moimi nowymi nabytkami i w końcu uniosłam się ku większemu przerażeniu obserwatorów. Coś do mnie mówili, ale byłam zbyt szczęśliwa, by ich słyszeć. I odpychając policjantów i wredną kobietę wydostałam się z kuchni, po czym uderzyłam z całą siłą w okno w suficie. Zbiłam je i wyleciałam czując skrawki szła przecinające mi skórę. Ale to nie było ważne. Leciałam. Widziałam wszystko z góry i czułam, jak wiatr przeczesywał mi włosy i gładził moje ciało. Czułam się tak wspaniale! Niezapomniane uczucie! Najpiękniejsze uczucie, jakiego w życiu doznałam! Do momentu, w którym uderzyłam w drzewo...

wtorek, 5 listopada 2013

:(

Wszystko jest beznadziejne i okrutne i odciąga mnie od pisania
I tak nikt tego nie czyta...
Spróbuję w tym tygodniu coś dodać :(