niedziela, 28 września 2014

Rozdział 4 część 3

Cedda cierpliwie znosił smród dzikusów. Nerwy jednak mu się skończyły, gdy któryś z nich przypadkiem uderzył jego głową o kamień. Wtedy ten zamienił pal i sznury w pył. Porywacze upuścili  Gabriela, żeby podjąć żałosne próby ponownego związania Ceddy. Ja sobie leżałam w bardzo niewygodnej pozycji czekając, aż ktoś łaskawie mnie uwolni.
- A żeby ich... - marudziłam pod nosem i zajęłam się rozwiązywaniem nieudolnie splątanych sznurów. Wiercenie dłońmi w więzach wcale mi nie pomogło.Gabriel leżał sobie spokojnie i czekał na moją pomoc. Naiwniak. W końcu udało mi się rozluźnić więzy i uwolniłam ręce raniąc je tak, jakby to policja skuła mnie w kajdanki... Przynajmniej bym miała spokój. Rozwiązałam nogi i podniosłam się.
- Mniam mniam wolna! Kura wolna! - zawołał jeden z dzikusów odrywając wzrok od swoich towarzyszy związujących szarpiącego się Ceddę. Rzucił się w moją stronę, bo tamtych najwidoczniej bardziej interesowała rozrywka, niż jedzenie.
- Ty, rozwiąż mnie. - powiedział z dołu Gabriel, a ja zignorowałam go i przyjęłam atak dzikusa. Próbował wbić we mnie swój kamienny nóż, ale złapałam w locie jego rękę. Moje palce zamieniły się w szpony i zrobiły mu krzywdę, więc krzyknął z bólu. Upuścił nóż i zwiał do swoich. Podniosłam kamień i po chwili namysłu zdecydowałam, że nie potrzebna mi była pomoc oszusta. Nie mogłam mu już ufać. Cedda za to był potężny i mógł mnie doprowadzić tam, skąd mogłabym uwolnić mojego ukochanego. Czułam się nieciekawie z takim chciwym pragnieniem postawienia na swoim, ale nie mogłam być dłużej zabawką Gabriela. Nie mogłam być lekarstwem. Ruszyłam do Ceddy i rozłożyłam skrzydła. Uderzyły w przeciwników z taką siłą, że powaliły ich na ziemię. Cedda uśmiechnął się i rozerwał więzy, po czym wyciągnął do mnie rękę. Schowałam skrzydła.
- Pomogę ci odnaleźć tego, kogo szukasz, ale liczę na pewną przysługę. - powiedział
- Jaką? - zapytałam na wszelki wypadek
- Współpracuj ze mną. - oznajmił. Gabriel się uwolnił, bo broń jednego z dzikusów wylądowała tuż przy nim, podszedł do nas. Ułożył dłoń na moim ramieniu.
- Nie rób tego, to oszust. - błagał. Dziwne, zaledwie kilka godzin wcześniej sam wolałby się trzymać Ceddy, a teraz stanął przeciw niemu.
- To ty jesteś oszustem. - oznajmiłam i przecięłam mu dłoń kamieniem. Syknął z bólu i oderwał ją ode mnie, pozostawiając na moim ubraniu ślady swojej krwi. Wykorzystując chwilę wolności złapałam dłoń Ceddy. Wolną ręką zrzucił z nosa okulary, które jakimś cudem nie spadły wcześniej. Zobaczyłam jego ślepe oczy i zrobiło mi się go żal. Każdy jego zmysł był wyostrzony, ale ten jeden z najwspanialszych nie był dla niego dostępny. Był naprawdę przystojnym mężczyzną, tylko te oczy... przerażały. Dlatego wszędzie nosił okulary. Przylgnęłam do jego silnego ciała, objęłam je. Umieścił dłoń na moich plecach i rozwinął skrzydła. Smocze, silne, piękne skrzydła. Oderwał nas od ziemi i trzymając mnie mocno, żebym nie upadła, pozwolił mi zobaczyć, że też miał w sobie chociaż odrobinę dobra. Okulary leciały swobodnie, a Gabriel patrzył na nas z nienawiścią. Nie tak to miało być... nie tak... Dopiero gdy zamknęłam oczy i przypomniałam sobie słodki dotyk ust Gabriela, pożałowałam swojej chciwości. Ten oszust mógł być właśnie moim ukochanym...