czwartek, 19 stycznia 2017

Rozdział 5, część 2

- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana. Zaśmiał się.
- Zależy o co pytasz. O to co się stało przed tym, jak uderzyłem cię w głowę łopatą czy po tym?
- Uderzyłeś mnie w głowę łopatą?
- Zostawiłaś mnie.
- Samobójca!
- Niby dlaczego?
- On chce cię zabić. A raczej chce, żeby Lukas cię zabił, a potem zabierze twoje oczy...
- Jego tu nie ma. - westchnął. - Całe twoje szczęście. Teraz posłuchaj uważnie i weź do siebie każde moje słowo. Jesteś głupia i masz pretensje o wszystko do wszystkich, mając się za jakieś bóstwo. Wykorzystałaś mnie tylko po to, żeby dotrzeć do mojego potencjalnego oprawcy a nadal jesteś obrażona za to, że wydałem cię komuś, kto nawet nie miał zamiaru cię skrzywdzić, więc jesteś gorszym zdrajcą ode mnie. Jesteś niewiele warta i niewiele rozumiesz, a także wzięłaś sobie za priorytet obrażenie jak największej ilości ludzi, którzy próbują ci pomóc. Więc zamknij się, zanim następnym razem zechcesz komuś dopiec, bo nigdy więcej nie uratuję twojej dupy. Rozumiemy się?
- O... - wydobyło się z moich ust. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wkurzył mnie, czy nie wkurzył? Byłam zła, czy nie byłam zła? Właściwie pierwszy raz ktoś mi dopiekł.
- Co?
-Myślę, że to nie fair. Ty też mnie obrażasz, też się na mnie obrażasz i z reguły nie jesteś zbyt sympatyczny, w dodatku próbowałeś...
- Co próbowałem? Nie wkurzaj mnie! Za chwilę schodzimy na ląd. Jeszcze raz wywiniesz mi głupi numer to na pewno nie doprowadzę cię do mojego kuzynka.
- Pewnie, pchaj się prosto w kłopoty. - prychnęłam. Skierowałam się do schodów i dopiero kiedy wyszłam na pusty pokład, dotarło do mnie, że zrobiło mi się przykro. Myślałam, że może Gabriel jednak coś do mnie poczuł, że może jednak...
Przybiliśmy do brzegu dość dużej wyspy porośniętej drzewami. Nie wyglądała na siedzibę pożeraczy ludzkich serc, właściwie całkiem mi się tam podobało. Gabriel nawet na mnie nie spojrzał, od razu zeskoczył na piasek. Ja zsunęłam się po linie, zupełnie zapominając o lasce Ceddy. Czy była nadal na pokładzie? A może ją zabrał? Kiedy się odwróciłam, statku już nie było. Nie znosiłam znikających ludzi i znikających przedmiotów.
- Alex, idziesz? - zapytał Gabriel, rozsuwając gałęzie krzewu o drobnych liściach. Kiwnęłam twierdząco głową, przyłączając się do towarzysza. Inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. Było pełno egzotycznych roślin, ptactwa i... No właśnie, to ptactwo wydawało się dziwnie... inteligentne. Miałam wrażenie, że ptaki podawały sobie informacje. Były nośnikami danych. Gwardia Ślepców już wiedziała, że dotarliśmy na miejsce. I tu pojawiło się pytanie: Czy jeśli Cedda pragnie odzyskać wzrok, to inni także? Być może wielu z nich zabiłoby za oczy Gabriela. A skoro mieli Lukasa, każdy z nich mógł tego dokonać. I pomyśleć, że około czterdziestu żyć zostało odebranych w tym celu... I do czego ja jestem w tym wszystkim potrzebna?
- Co się stanie, jeśli oddam Lukasowi naszyjnik? - zapytałam, żeby przerwać ciszę. - Jeśli on naprawdę żyje...
- Nic, to działa tylko raz.
- Ty się zmieniasz odkąd masz tatuaż? Tak to działa?
- Nie. Albo masz w sobie ,,to coś'', albo nie masz. Ty najwidoczniej masz, skoro naszyjnik zadziałał. Tylko że bez naszyjnika ,,to coś'' nie działa. W każdym razie, u zwykłej osoby nie zadziała, więc nie myśl o oddaniu tego swoim koleżankom.
- Moje koleżanki nie żyją.
- Dlaczego ze mną rozmawiasz? - burknął, zatrzymując się nagle. - Bo ci mnie szkoda? Bo rzuciła mnie dziewczyna, mój kuzyn musi mnie zabić, żeby uratować swoje życie i zeznać na policji że wcale nikogo nie pożarłaś?
- Po prostu pomyślałam, że potrzebujemy tej rozmowy. Oboje.
- Nakrzyczałem na ciebie i nagle mnie lubisz? Jeśli tak, wstaw się za mną przed Gwardią.
- Jakbyś mnie kiedykolwiek posłuchał, to byś wiedział, że...
- Nic nie mów, obudzisz...
- Umarłych. Czy cały ten świat zbudowany jest na śmierci?
- Tak to działa.
- Cholerne nieszczęście...
- Schyl się. - rozkazał, zamieniając swoją dłoń w smoczą. Wykonałam polecenie, nad moją głową przeleciała kula ognia.
- Zdolny jesteś. - burknęłam, rozprostowując plecy. Spojrzałam na jego cel. Dziwna kreatura miotała się, próbując ugasić płomienie. Stworzenie było wysokie, białe. Wystawały mu żebra, twarz miał podłużną i pustą, nie miał ani oczu, ani nosa, tylko szeroki otwór w miejscu ust, wypełniony ostrymi zębami. Miał długie ręce i dziwnie wykrzywione nogi, był nagi, a palce zakończone były szponami.
- Mutant. - oznajmił Gabriel, łapiąc mnie za rękę. - Wiejemy.
- Dokąd? W ogóle znasz to miejsce?
- Nie, będę improwizować. Jak najdalej od wszystkiego co cuchnie, rusza się, próbuje mnie zjeść albo oddać komuś, kto chce mnie zjeść.
-,,Komuś, kto chce mnie zjeść'' brzmi dziwnie. - westchnęłam, a potem zostałam szarpnięta i zmuszona do biegu z brunetem. Przeskakiwaliśmy przeszkody, mijaliśmy drzewa i oboje próbowaliśmy nie słyszeć jęków goniącego nas stwora. W co ty się znowu wpakowałaś, Alexandro?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz