niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 3 cz 4

Nasz lot nagle się zakończył i zaczęliśmy spadać. Musieliśmy wyglądać jak ptak ustrzelony na polowaniu przez głupiego człowieka, który w ten sposób próbuje wynagrodzić sobie brak rozrywki i prawdopodobnie zrzędliwą żonę. Właściwie tak właśnie było. Ktoś strzelił harpunem w Gabriela i ciągnął nas na dół. Uderzyliśmy o ziemię. Ja automatycznie stanęłam twardo na nogach, pół-smok nie miał tyle szczęścia i konał, a przynajmniej tak to wyglądało. Udawałam niewzruszoną, bo przede mną stanęło kilkunastu mężczyzn, najwidoczniej dobrze usytuowanych, o czym świadczyły ich wyglądające drogo ubrania i... grube kości.
- Nic ci nie zrobił panienko? Doprawdy dziwny okaz. - zachichotał żałośnie brodacz i pokłonił się. Miałam okazję do pokazania mojego temperamentu i oczywiście ją wykorzystałam.
- Dlaczego niby miałby mi coś zrobić?! Czy on wygląda na drapieżnego ptaka?! Przecież to człowiek, ślepi jesteście?! - krzyczałam, zadowolona z faktu, że skrzydła i szpony towarzysza zniknęły. Mężczyźni byli w niemałym szoku i trochę się pogubili... no dobrze, nie potrafili powiązać końca z końcem i nawet 2+2 byłoby dla nich teraz nie do rozwiązania. Ich życiowym błędem było podejście tak blisko do jeziora...
Z wody wyskoczyła dziwna istota. Wysoka, wychudzona. Pokryta łuskami. Miała czerwone, wielkie oczy, płetwy, oczywiście mokre, czarne włosy opadające na ,,twarz''. Ukazała swoje długie, ostre zęby i oblizała się językiem niczym płaz.
- Alex! - krzyknął Gabriel, a ja zaczęłam się cofać nie odrywając od dziwnego stworzenia wzroku. Z jego łap wystrzeliły dwie długie liny, bardzo dziwne liny. Jakby wbudowane w jego ciało... Owinęły mężczyzn pozostawiając im nikłą możliwość oddychania. Potwór znów się oblizał. Wyciągnęłam strzałę z pleców towarzysza i pomogłam mu wstać. Zastanawiało mnie, dlaczego na nas bestia nawet nie zwróciła uwagi. Wrzuciła swoje ofiary do wody, ale nie skoczyła za nimi. Najwidoczniej wcale nie była głodna. Dopiero teraz zaczęła mierzyć nas swoimi ślepiami.
- To jeden z nich.- wymamrotał chłopak.
- Jakich nich?! - nie skojarzyłam faktów, dopiero po chwili dotarło do mnie, że to zmiennokształtny stojący po mrocznej stronie, który nie panuje nad morderczym instynktem. Wskoczył do wody, a ja  zrozumiałam, że jakiś czas temu to on pozbawił mnie wszystkiego co byłam w stanie kochać. Upadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach pozwalając sobie zapłakać ten jeden, jedyny raz, bo nie mogłam już wytrzymać. Byłam tak blisko oprawcy, a tak bardzo bałam się zbliżyć jeszcze bardziej. Nigdy nie czułam się równie żałośnie. ,,Przepraszam, Lukas''- myślałam szlochając i miałam ochotę skoczyć do wody, by zostać przekąską potwora. By dołączyć do tych, z którymi powinnam umrzeć w wypadku. Do tych, którzy na to nie zasługiwali i powinni być teraz ze swoimi bliskimi. Ale nie są, a ja cholernie żałuję, że dostałam taką szansę. Gabriel położył mi dłoń na ramieniu. Nie było to jednak gestem mającym mnie w jakimkolwiek stopniu pocieszyć. Chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Podniosłam się z trudem i zobaczyłam stojących za nim kilkudziesięciu  mężczyzn. Mieli groźne wyrazy twarzy, jakby od dawna na nas polowali.
- To jego bracia.- wyjaśnił i sam się odwrócił w ich stronę.
Jeden z mężczyzn podszedł bliżej i pokłonił się. Miał na sobie czarny garnitur. Jego cechą charakterystyczną była blizna przechodząca poziomo przez pomarszczoną twarz.
- Pozwolicie państwo z nami? Chyba nas szukaliście, czyż nie? Zabawny zbieg okoliczności. - mówił, a ja zacisnęłam pięści. Chciałam go uderzyć i zamachnęłam się, ale nie trafiłam i upadłam. Z tym że nie upadłam na trawę czy błoto. Upadłam na czyściutkie, drewniane panele. Byliśmy w siedzibie błądzących zmiennokształtnych. Jak tak dzikie, goniące za instynktem potwory mogły mieć w sobie tyle elegancji i pozwalać sobie na mieszkanie w tak pięknych, drogich budynkach?! Musieli mieć bardzo wyrafinowane gusta... skoro wystarczyło im konsumowanie ludzi, co jakimś specjalnym wyczynem nie było, nadrabiali swoje ,,ja'' dziełami sztuki i drogimi dywanami. Cóż... nikt im nie mógł zabronić, bo jak ktoś spróbował...kończył na talerzu. Właściwie to przykre, że tyle w tym ironii. Obrzydliwe potwory. ,,Zabiję ich wszystkich''- pomyślałam, gdy Gabriel pomógł mi się podnieść i znów stanęłam oko w oko z bestiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz