Gdy zjawa zniknęła, bardzo chciałam rzucić się Gabrielowi na szyje. Miałam poczucie, że to właśnie powinnam zrobić, ale stchórzyłam.
- Taki był plan. - wytłumaczył się chłopak, a ja wcale nie byłam z tego zadowolona. Myślałam, że to... ach, właściwie sama nie wiem co sobie myślałam...
- Zbieramy się. - oznajmiłam nie pytając go o zdanie i po chwili byliśmy znów w drodze.
- Gabriel,ja...- zaczęłam, chcąc w jakikolwiek sposób rozluźnić wystarczająco napiętą atmosferę. W tej chwili koń zatrzymał się przy jeziorze, a chłopak zeskoczył z niego i ściągnął mnie za sobą. Zrzucił z siebie koszulkę, a ja odruchowo odwróciłam wzrok, bo dla dziewczyny z dobrego domu trzymającej się kurczowo jednego chłopaka przez długi okres czasu, widok innego chwalącego się swoim idealnie wyrzeźbionym torsem był dość szokujący.
- No co? - zapytał i rzucił na konia swoją bluzkę, po czym wyciągnął do mnie rękę i uśmiechnął się szarmancko.
- Co ptaszyno, boisz się wody? - zapytał jawnie ze mnie drwiąc. Po wypadku, jeśli tak można to nazwać, miałam uraz do wody i dla każdego człowieka było to oczywiste. Cóż, Gabriel starał się ukryć pozostałe w nim ludzkie cechy, więc jego zachowanie wcale mnie nie zdziwiło. Nie miałam zamiaru jednak pokazywać mu jakichkolwiek części mojego ciała inaczej niż przykładając mu pięść do czoła, więc skierowałam się z powrotem do klaczy. Gabriel złapał mnie za włosy i przyciągnął do siebie, po czym podniósł mnie do góry i mimo moich protestów za nic nie chciał umieścić mnie z powrotem na ziemi. Słońce grzało mnie w plecy, a on bezczelnie robił sobie ze mnie źródło cienia. Miałam ochotę wskoczyć do wody nie zważając na jej temperaturę, ale on nadal był ku temu przeszkodą.
- Puść mnie do cholery jasnej! - wydarłam się i kopnęłam go w brzuch. Był to jeden z moich wielu nieprzemyślanych czynów i po kilku sekundach wylądowałam w wodzie. Była zimniejsza niż przewidywałam. Drżałam, starając się utrzymać na powierzchni, bo w ostatnim czasie moja zdolność do pływania całkowicie zaniknęła, o ile była kiedykolwiek. Usatysfakcjonowany chłopak wskoczył do wody i zniknął mi z oczu. Właściwie nie przejęłabym się faktem, że długo się nie wynurzał, ale potrzebowałam przewodnika. Byliśmy już tak blisko odpowiedzi, więc głupio byłoby go tak po prostu zgubić w lodowatym jeziorze...
Zaczęłam go wołać, odwlekając do ostatniej minuty decyzję o zanurkowaniu. Wspomnienie o zalewającym się wodą autobusie wciąż wbijało się w moje serce jak tępy nóż dzierżony przez najbliższą mi osobę.
Zdecydowałam się w końcu na ten dość ryzykowny w moim przypadku krok i zanurzyłam się, łapiąc możliwie jak najwięcej powietrza. Nic nie widziałam, tylko po omacku błądziłam w chłodnej przestrzeni licząc na to, że trafię na towarzysza. Nie minęło pięć minut, jak trafiłam w objęcia pół-smoka.
Wylecieliśmy z wody. Mogę przysiąc, że nie ma nic piękniejszego, niż widok rozwijających się do lotu smoczych skrzydeł. Nie widziałam tego za dobrze, bo Gabriel wciąż mnie trzymał, ale wyobrażałam sobie, jak majestatyczne muszą być smoki w całej swojej świetności, a nie tylko ich dalecy krewni ukryci w ludzkich ciałach.
- Nie wierzę, że wystarczyło mi kilka dni... - wymamrotał wtulając się we mnie, a ja delektowałam się wiatrem uderzającym w nasze zmarznięte, przemoczone ciała. Dopiero w tej chwili do mnie dotarło, że nie jestem nawet w najmniejszym stopniu tak dojrzała emocjonalnie jak mi się wydawało. Jestem naiwnym dzieciakiem, który ma problem z odnalezieniem własnego ,,ja''. A serce delikatnie daje rozumowi do zrozumienia, że jest frajerem i nie ma w tej walce szans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz