wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 2 cz 5

Może by tak 1000 wyświetleń? Dużo dużo brakuje :(
*
*
*
*
*
*


Skierowaliśmy się do wskazanego wcześniej pokoju i już w progu pojawił się problem, kto ma wejść pierwszy. Oczywiście ja wślizgnęłam się do pomieszczenia jak żmija wbrew protestom Gabriela, że to on powinien wejść pierwszy i oszacować jaka część pokoju należy do niego. Już nie był tym smutnym, czułym chłopakiem, co przed chwilą. Znowu stał się aroganckim potworem...
Dosłownie wyrwał mi koc z ręki i uśmiechnął się jak świr.
- Ty śpisz na ławce, a ja na łóżku.
- To nie ma różnicy, bo oba są drewniane i niewygodne.
- Przynajmniej się rozłożę, głupia.
- Zmarznę...
- Za karę.
- Jaką karę?
- Po prostu. Dobranoc. - Powiedział i ułożył się na drewnianym łóżku. Patrzyłam na niego przez dobrą godzinę licząc na to, że obudzi się w nim instynkt dżentelmena, ale on zamknął oczy i po prostu zasnął. Idiota! Zmęczenie dawało o sobie znaki i chcąc nie chcąc musiałam zadowolić się ławką. Ułożyłam się na niej w miarę wygodnie i próbowałam odpocząć, ale w pokoju było o wiele za zimno. Drżałam. Leżałam w bezruchu przez następną godzinę starając się wpuścić do głowy sny, ale niestety, zamiast nich miałam tylko pesymistyczne myśli.
Myślałam, że zamarznę.
Poczułam, że się unoszę. Dokładniej-że jestem podnoszona. Oparłam głowę na ramieniu mojego wybawcy.
- Twoje drżenie przeszkadza mi w zaśnięciu, bo cały pokój się trzęsie. Same problemy z tobą... - powiedział Gabriel i położył mnie na łóżku. Udawałam, że śpię, chociaż...właściwie nie wiem, dlaczego. Okrył mnie kocem i zniżył się by zobaczyć moją twarz. Dotknął dłonią mojego policzka.
- Jesteś naprawdę piękna, Lukas miał szczęście... - powiedział i już chciał ruszyć w stronę ławki, ale złapałam go za rękę.
- Możemy się podzielić. - oznajmiłam niechętnie a on uśmiechnął się i umieścił obok mnie na łóżku. Fakt, czułam się nieswojo, ale jego gest wydał mi się tak miły, że nie mogłam odpowiedzieć egoizmem.
Szybko zasnęłam. Tej nocy nic mi się nie śniło.
Gdy się obudziłam, Gabriela już nie było. Wyszłam z pokoju i rozglądałam się w celu znalezienia miejsca pobytu Claire. Siedziała przed domem z moim towarzyszem.
- Franko przyprowadzi wam konia z pobliskiej stadniny. Jeden musi wystarczyć... Dam wam trochę jedzenia i wody, żebyście dotrwali do portalu. Ona wie, dokąd tak naprawdę zmierzacie?
- Jeszcze nie wie,ale w najbliższym czasie się dowie... Po co nam koń?
- Gdy skończy się las, nie będzie drzew. Latający ludzie zrobiliby niezłą aferę, a z tego co wiem wy próbujecie się przed kimś ukryć, prawda?
- Dziękuję. - powiedział chłopak i spojrzał na driadę. Chyba był w niej bardzo zakochany, a przynajmniej na takiego wyglądał...
- Jedźcie już. Twoja rodzina potrzebuje pomocy...- mówiła smutno Claire.
- Ty jesteś moją rodziną! - walczył nadal Gabriel.
- Nie, ty już wybrałeś, kto nią jest. I twój wybór nie padł na mnie. Idź ratować, to co jeszcze masz, zamiast tkwić przy tym, co już dawno nie należy do ciebie. - powiedziała stanowczo dziewczyna i podniosła się z ziemi. Pojawił się bardzo wysoki mężczyzna jej pokroju z liściastą brodą. Prowadził czarnego konia, który od razu mi się spodobał! Gabriel wyposażył zwierzę we wszystko, co potrzebne do podróży i wtedy dopiero wyszłam z domu. O nic nie pytałam, on z resztą chyba domyślił się, że od jakiegoś czasu go podsłuchiwałam.
Pomógł mi wejść na konia, po czym sam na niego wskoczył.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - skierował słowa w stronę sztucznie uśmiechającej się ukochanej.
- Tak. Jedź, Floro! - rozkazała, a zwierzę ruszyło. Na początku Gabriel nie potrafił nad nim zapanować, a ja bałam się że siedząc za nim spadnę, ale w końcu udało nam się uzyskać kontrolę i podróż zapowiadała się bardzo przyjemnie. Szkoda tylko, że nie wiedziałam, dokąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz