czwartek, 25 maja 2017

Rozdział 6 cz.4

Kobieta wróciła do pokoju. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, rozłożyła ręce.
- Cedda! - zawołała radośnie. Cedda wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i rzucił jej pod nogi.
- Trzeba było nie wracać do korzeni.
Podniosła wiadomość, przeczytała. Jej oczy zapłonęły, ręce się wydłużyły, paznokcie zmieniły w szpony. Rzuciła się w naszą stronę, wtedy...
Znaleźliśmy się w innym miejscu. Polana w lesie... To zupełnie nie pasowało do Ceddy.  Zapach trawy, szum drzew, delikatny wietrzyk poruszający kwiaty.
- Co my tu robimy? - zapytał Gabriel, opadając na ziemię.
- Nie mam pojęcia... - odpowiedział Cedda, uważnie się rozglądając. - Tak się składa, że nie umiem się teleportować na życzenie. Ktoś nas tu przeniósł.
- Po co?
- Skąd mam wiedzieć?
- Zdecydowałeś, po której stronie stoisz? - wtrąciłam.
- Porozmawiamy o tym później. Pójdę się rozejrzeć.
- Nigdzie nie pójdziesz! - krzyknęłam - Zostawisz nas i znikniesz, a my umrzemy z głodu, albo zostaniemy zjedzeni! Nigdzie się stąd nie ruszysz i koniec!
-Stoję po waszej stronie. - zadecydował. - Nie ma już innej. - podniósł głowę. Przez chwilę patrzył na niebo, a potem znów na nas.
- Co teraz zrobimy?
- Rozpalimy ognisko i spróbujemy przeżyć noc. Nic innego nam nie pozostało. Pozwolicie mi iść po drewno, czy nawet tego mi nie wolno? Wielki Cedda trzymany na smyczy.
- Idź. - powiedział Gabriel, przeczesując włosy palcami.
- Nie! Zwariowałeś? Nie możemy mu ufać!
- Przestań pluć jadem, Alex! - ryknął. - Jest naszym ,,być albo nie być'', niech robi co chce. Nie ma smyczy.
- Jest dla ciebie nadzieja. - stwierdził zadowolony Cedda, ruszając do lasu. I tak by poszedł, bo nikt nie był w stanie powstrzymać go od zrobienia tego, na co akurat miał ochotę.
- Dlaczego jesteś dla mnie taki podły? - zapytałam z żalem. Gabriel z trudem wstał, stanął przede mną ze wzrokiem pełnym bólu i gniewu. Poczułam się tak, jakbym zrobiła mu krzywdę.
- Nie mogę inaczej.
- Dlaczego? Dlaczego nie możemy normalnie rozmawiać, skoro mamy wspólny cel?
- Właśnie dlatego. Lukas to moja rodzina, a ty jesteś jego partnerką.
- Partnerką?
- Ukochaną.
- Co to ma do rzeczy?
- Wszystko. Nie mogę czuć czegoś do osoby, która jest w związku z moim krewnym. Niczego poza gniewem. Czuję gniew.
- Gniew? Jesteś na mnie zły, bo ciągnę cię za sobą? Ty wcale nie chcesz go ratować, prawda?
- Nie chcę. Chcę tylko, żebyś dostała swoje alibi. Jestem wściekły, bo wciąż chcesz znaleźć jego, a nie swoje alibi i to pozwala mi być tu, gdzie jestem. Nie wymagaj ode mnie niczego więcej, niczego! Nie będę dla ciebie miły, nie będę się do ciebie uśmiechać i cię przytulać, trzymać za rękę ani nosić na rękach. Doprowadzę cię tam, ale nigdy więcej cię nie dotknę. - powiedział. Nagle moje serce przyspieszyło. Jakbym przyłapała złodzieja i czuła potrzebę gonienia go po ulicach miasta, żeby odzyskać coś, coś należy do mnie. Nie mogłam zapomnieć, jaki był mój cel. Popełniłam wiele błędów, powinnam się powstrzymać przed następnym.
- A co później? Kiedy już dostanę alibi?
- Nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
- Dlaczego?
- Bo musiałbym go zabić! A przecież ten cały cyrk jest po to, żeby żył! Już nic do mnie nie mów. Sprawdź, czy Cedda nie uciekł.
- Mówisz o nim jak o psie.
- Ty zaczęłaś. Jak ci z tym źle, to sama go przeproś.
- Gabriel!
- Daj mi spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz