- Przepraszam, że wam przeszkadzam, gołąbeczki. - odezwała się gospodyni, wycierając ręce w różowy ręcznik.
- Czy wiesz, gdzie znajduje się nowa siedziba Gwardii? - zapytał Gabriel, podnosząc się do siadu.
- Zmienili siedzibę? Niezwykłe. Wiem, kto może wam pomóc. - rzuciła ręcznik na stolik, usiadła na fotelu. - Dobrze się składa, miał mnie dzisiaj odwiedzić. Dlaczego chcecie odwiedzić Gwardię?
- Chcemy dokonać wymiany.
- Wymiany? Dobrowolnie? Słyszałam o was, ale nie sądziłam, że to prawda. Więc chcesz oddać swoje oczy, bo twój kuzyn się nie nadaje?
- Dużo wiesz. Kto cię informuje?
- Przyjaciel.
- Kto jest tym przyjacielem?
- Nie powinieneś zadawać tylu pytań, skoro jesteś moim gościem. Zachowujesz się niegrzecznie. - mruknęła, przeczesując palcami końcówki włosów.
- Otarł się o śmierć, ma prawo do podejrzeń. - powiedziałam, skupiając całą swoją uwagę na tej kobiecie. Wyglądała dziwnie znajomo, jakbym już ją kiedyś widziała...
- Wybaczcie, muszę przygotować coś specjalnego dla mojego gościa. Nigdzie się stąd nie ruszajcie. - powiedziała głosem tak sztucznym, że aż poczułam skręt żołądka. Ta miła kobieta zaczęła cuchnąć podstępem, a my musieliśmy zostać w jej domu...
Poszła do kuchni i zajęła się wyciąganiem jakichś worków z lodówki, a potem gotowaniem. Smród był przerażający, prawie zemdlałam.
- Musimy iść. To jakaś wariatka. - stwierdził Gabriel, podnosząc się z kanapy. Syknął, bo rana cały czas sprawiała mu ból. Nadmierne poruszanie mogło ją otworzyć, więc ucieczka na pewno nie była dobrym pomysłem.
- Masz jakiś plan? - burknęłam, zaciskając palce na jego dłoni tak mocno, że pozostawiły czerwone ślady. Drzwi wejściowe się otworzyły, a w progu stanął nie kto inny, jak nasz stary, dobry Cedda. Wyglądał jak siedem nieszczęść w jednym, jakby zupełnie stracił chęci do życia.
- Nie wiem, które z was jest głupsze. - westchnął, wchodząc do środka. Podniósł laskę i wskazał Gabriela. - Ty, bo dałeś się postrzelić kanibalom? - przekierował laskę na mnie - Czy ty, bo zmarnowałaś szansę na interes życia i zostawiłaś mnie dla tego idioty? Tak, chyba jednak ty.
- Wcale cię nie zostawiłam! To ty mnie zostawiłeś! Odzyskałeś wzrok? Skąd wiesz, gdzie stoimy? Skąd wiesz, że Gabriel został postrzelony?
- Choinki w tym roku nie będzie.
- Co? - zapytaliśmy jednocześnie.
- Zniszczyliście moje marzenie.
-Co?
- Gwardia nie chce tych oczu. Gwardia chce lepszych oczu. I to nie dla mnie.
- Jaka szkoda.
- Chyba nie wzięłaś pod uwagę, że twój kochaś już nie jest potrzebny. Jak tylko będą mieli pewność, że osoba, której szukają jeszcze żyje, zabiją go.
- Więc ją znajdźmy.
- A niby dlaczego miałbym wam pomóc? I tak wystarczająco dużo dla was zrobiłem. Po pierwsze was nie zabiłem, mój wielki błąd.
- Poczekaj. - powiedział Gabriel, unosząc rękę. - Chcesz powiedzieć, że mogę uwolnić krewnego bez ryzyka utraty wzroku? Więc zmieńmy reguły gry. My cię nie zabijemy, jeśli zabierzesz nas do Gwardii. Oboje się na nich zemścimy.
- Nadal jestem częścią Gwardii. - oznajmił mrocznie, wzbudzając lęk nawet w moim lodowatym sercu.
- Czemu odwiedzasz tą kobietę?
- Gwardia kazała ją zabić. Wiecie, ta organizacja bądź co bądź ma chronić naszą popieprzoną rodzinę.
- A ona jest niebezpieczna? - wtrąciłam.
- Ta, macie pecha do dzikich.
- Jak to ,,dzikich''?
- No kanibali. Po co ty chcesz ratować swojego chłopaka, skoro ilorazem inteligencji w sam raz pasujesz do tego tutaj? - zwrócił się do mnie. Już się go nie bałam. Miałam za to nadzieję, że gospodyni raczy go zjeść.
poniedziałek, 27 lutego 2017
czwartek, 2 lutego 2017
Rozdział 6 część 2
Przeszliśmy jeszcze kawałek drogi, aż wyszliśmy na ulicę dzielącą las.
- Ta banda żyje tak blisko cywilizacji?
- Jak myślisz, skąd wiedzą co to wi-fi?
- Wiedzą?
- Mamy XXI wiek, ludzie krzyczą ,,nie ma wi-fi!'' będąc w lesie.
- Och...
- Właśnie. Och.
Oparł się o drzewo,
- Wszystko w porządku?
- Nie.
Wyjął z kieszeni fiolkę z niebieskim pyłem, wyciągnął rękę przed siebie i czekał, aż przyjmę przedmiot. Przyjęłam, popatrzyłam podejrzliwie na mężczyznę.
- Jakby mnie nie zestrzelili, to moglibyśmy lecieć. Dobrze, że mam grubą skórę.
- Co ty powiedziałeś?
- Nic. To coś przeniesie nas do najbliższego zmiennokształtnego. Mam nadzieję, że to nie Cedda.
- W jaki sposób to rozwiąże nasze problemy?
- O ile się nie mylę, gdzieś tu mieszka wielbiciel Gwardii. Jeśli nam się poszczęści, zabierze nas do nich.
- To nie będzie szczęście. Przecież oni chcą cię zabić...
- Chcą wydłubać mi oczy, a nie zabić, z tego co wiem. I raczej nie poddam się bez walki. - przycisnął rękę do brzucha.
- Chyba nie masz aż tak grubej skóry...
- Rozsyp ten proszek.
- Po prostu?
- Tak.
Wykonałam polecenie. Niebieski pył opadł na ziemię, fiolkę wcisnęłam do kieszeni spodni. Gabriel odsunął się od drzewa, złapał mnie za rękę i postawił krok na ziemię lśniącą błękitem. Nagle znaleźliśmy się przed drzwiami ładnego, jednorodzinnego domu. Jasne ściany, czerwony dach, mały ogródek z huśtawką, drewniany płot, duże okna. Ładne miejsce... Świtało, kiedy drzwi się otworzyły. Gabriel chciał wejść do środka bez pytania, jednak kiedy postawił następny krok, zasłabł i przewrócił się na ścianę. Atrakcyjna trzydziestolatka w czerwonej sukience popatrzyła na mnie z przerażeniem. Wysunęłam spod bluzki naszyjnik i uniosłam. Odetchnęła z ulgą, zarzuciła na siebie jedną rękę Gabriela. Pomogłam jej zaprowadzić go do salonu, położyłyśmy go na kanapie. Rozpięłam mu koszulę. Na brzuchu miał paskudną ranę po postrzale.
- Ty jesteś cała? - zapytała rudowłosa. - Alexandro, jesteś cała?
- Skąd znasz moje imię?
- Ktoś mnie uprzedził.
- Kto?
- Później ci powiem, nie stresuj się, usiądź na fotelu. Ja się nim zajmę. - powiedziała, kierując się do lśniącej kuchni. Usiadłam, zamknęłam twarz w dłoniach i słuchałam niespokojnego oddechu Gabriela. Kobieta była lekarką, zapewniła mu profesjonalną opiekę. Krzyczał, kiedy wyjmowała kulę z jego ciała. Te krzyki sprawiły mi większy ból, niż jemu kula... Kiedy skończyła, poszła do łazienki, żeby zmyć z siebie jego krew. Ja usiadłam na krawędzi kanapy, złapałam jego rękę i wymusiłam uśmiech.
- Nawet nie próbuj być dla mnie miła. - syknął.
- Dlaczego miałabym być miła?
- Dlatego, że jestem ranny?
- Nie dostaniesz taryfy ulgowej, jeśli o to chodzi. Może po prostu przestanę na ciebie burczeć na jakiś czas.
- Nie przestawaj, nie będziesz sobą.
- Taka jestem okropna?
- Tak. Tak, jak ja.
- Ta banda żyje tak blisko cywilizacji?
- Jak myślisz, skąd wiedzą co to wi-fi?
- Wiedzą?
- Mamy XXI wiek, ludzie krzyczą ,,nie ma wi-fi!'' będąc w lesie.
- Och...
- Właśnie. Och.
Oparł się o drzewo,
- Wszystko w porządku?
- Nie.
Wyjął z kieszeni fiolkę z niebieskim pyłem, wyciągnął rękę przed siebie i czekał, aż przyjmę przedmiot. Przyjęłam, popatrzyłam podejrzliwie na mężczyznę.
- Jakby mnie nie zestrzelili, to moglibyśmy lecieć. Dobrze, że mam grubą skórę.
- Co ty powiedziałeś?
- Nic. To coś przeniesie nas do najbliższego zmiennokształtnego. Mam nadzieję, że to nie Cedda.
- W jaki sposób to rozwiąże nasze problemy?
- O ile się nie mylę, gdzieś tu mieszka wielbiciel Gwardii. Jeśli nam się poszczęści, zabierze nas do nich.
- To nie będzie szczęście. Przecież oni chcą cię zabić...
- Chcą wydłubać mi oczy, a nie zabić, z tego co wiem. I raczej nie poddam się bez walki. - przycisnął rękę do brzucha.
- Chyba nie masz aż tak grubej skóry...
- Rozsyp ten proszek.
- Po prostu?
- Tak.
Wykonałam polecenie. Niebieski pył opadł na ziemię, fiolkę wcisnęłam do kieszeni spodni. Gabriel odsunął się od drzewa, złapał mnie za rękę i postawił krok na ziemię lśniącą błękitem. Nagle znaleźliśmy się przed drzwiami ładnego, jednorodzinnego domu. Jasne ściany, czerwony dach, mały ogródek z huśtawką, drewniany płot, duże okna. Ładne miejsce... Świtało, kiedy drzwi się otworzyły. Gabriel chciał wejść do środka bez pytania, jednak kiedy postawił następny krok, zasłabł i przewrócił się na ścianę. Atrakcyjna trzydziestolatka w czerwonej sukience popatrzyła na mnie z przerażeniem. Wysunęłam spod bluzki naszyjnik i uniosłam. Odetchnęła z ulgą, zarzuciła na siebie jedną rękę Gabriela. Pomogłam jej zaprowadzić go do salonu, położyłyśmy go na kanapie. Rozpięłam mu koszulę. Na brzuchu miał paskudną ranę po postrzale.
- Ty jesteś cała? - zapytała rudowłosa. - Alexandro, jesteś cała?
- Skąd znasz moje imię?
- Ktoś mnie uprzedził.
- Kto?
- Później ci powiem, nie stresuj się, usiądź na fotelu. Ja się nim zajmę. - powiedziała, kierując się do lśniącej kuchni. Usiadłam, zamknęłam twarz w dłoniach i słuchałam niespokojnego oddechu Gabriela. Kobieta była lekarką, zapewniła mu profesjonalną opiekę. Krzyczał, kiedy wyjmowała kulę z jego ciała. Te krzyki sprawiły mi większy ból, niż jemu kula... Kiedy skończyła, poszła do łazienki, żeby zmyć z siebie jego krew. Ja usiadłam na krawędzi kanapy, złapałam jego rękę i wymusiłam uśmiech.
- Nawet nie próbuj być dla mnie miła. - syknął.
- Dlaczego miałabym być miła?
- Dlatego, że jestem ranny?
- Nie dostaniesz taryfy ulgowej, jeśli o to chodzi. Może po prostu przestanę na ciebie burczeć na jakiś czas.
- Nie przestawaj, nie będziesz sobą.
- Taka jestem okropna?
- Tak. Tak, jak ja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)