środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 2 cz. 2

Wylądowałam na ziemi i kompletnie nie wiedziałam, co się ze mną działo. W moich oczach wszystko było rozmazane, ale mogłam wyraźnie zobaczyć rany na rękach. Dlaczego? Dlatego, że dzięki mojemu pechowi wpadłam prosto w koronę drzewa, zamiast normalnie się odbić od gałęzi. Przecież jeden siniak to za mało! Uhh...
Wzrok mi wrócił i minęły zawroty głowy. Zaczęłam otrzepywać się z liści i patyków. Wyglądałam jak zwierze...
Usłyszałam dochodzący zza drzewa śmiech. Jeszcze tego brakowało. Nie dość, że moją epicką, majestatyczną ucieczkę popsuło drzewo, to jeszcze Gabriel.
- Co latawcu, nie wyszło? - zadrwił ze mnie. Miałam ochotę wydrapać mu oczy i rzucić ptakom na pożarcie, ale szkoda mi ptaków. Wstałam i uderzyłam go pięścią w ramię.
- Możemy się stąd zmywać? - odpowiedziałam tak samo złośliwie i uderzyłam go jeszcze raz.
- Przeproś - rzucił krótko i odwrócił się do mnie plecami. Co za kretyn!
-Niby za co?
- Nie wierzyłaś mi
- Ale z ciebie dzieciuch.
- Przeproś, idiotko!
- Teraz to ty mnie przeproś.
- Za co?
- Obraziłeś mnie.
- Mówiąc do Ciebie po imieniu Cię obraziłem? Zabawna jesteś.
- Ty kretynie.
- Kretynko.
- Idziesz ze mną czy nie?! Nie ważne o ile drzew uderzę, przynajmniej nie skończę na krześle elektrycznym. Nie jesteś mi potrzebny. Moje dobre serce pozwala ci iść.
- HA HA HA - wyśmiał mnie i z powrotem spojrzał na moją twarz. W jego oczach jest taki piękny błysk i...
uśmiecha się tak pięknie...
O nie, to przez to głupie drzewo przewraca mi się w głowie!
Nie mogę tak myśleć, nie wolno mi! Moje wszelkie uczucia musi zastąpić nicość, pustka. Tak będzie lepiej...dla mnie. Teraz widziałam, jaka ze mnie egoistka. Ale naprawdę nie chcę odpowiadać za cudze winy! Nigdy nie prosiłam nikogo, żeby o mnie dbał, ale był człowiek, który robił to...od tak! Tak dla mnie. Był najwspanialszy na świecie i kochał mnie najbardziej jak tylko potrafił mimo moich wszystkich wad, mimo moich przejawów egoizmu i mimo tego, że musiał uważać na mnie jak na największą ofermę na świecie. Nie mogłam teraz tak po prostu spojrzeć na innego mężczyznę jak na niego. On nadal był w moim sercu i musiał zostać tam na zawsze, skoro nie mógł być w moich ramionach!
Rozwinęłam skrzydła i rzuciłam na Gabriela pełne pogardy spojrzenie. Nie miał kto się mną zaopiekować, trochę szkoda, że on nie chciał mi pomóc...
- No dobrze latawcu, mogę z tobą iść. Ale gramy na moich zasadach! - powiedział a ja oderwałam się od ziemi. Nie wiem dlaczego, ale niesamowicie mnie to ucieszyło. Lepiej, żeby nie widział mojego entuzjazmu. On wiedział, gdzie był morderca. On mógł mi pomóc pomścić mój skarb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz