Oderwał się od Ziemi i wyleciał przede mnie na pokrytych lśniącymi łuskami, smoczych skrzydłach.
Zerkałam na niego odruchowo, zupełnie bez przyczyny. Bez najmniejszego powodu mój wzrok uciekał na jego majestatyczny lot. Przy czym mój lot stawał się jeszcze bardziej komiczny... On nawet na mnie nie patrzył. Widać to dla niego tylko praca...
Zupełnie straciłam poczucie czasu i nie wiedziałam nawet, gdzie byliśmy. Nie patrzyłam w dół. Miałam świadomość, że tam był ten okropny świat, od którego tak bardzo chciałam uciec. Denerwowało mnie to. Przerażało. Myślałam, że zawsze tak będzie...
Zatrzymał się, ale nie wylądował.
Unosił się w powietrzu. W końcu na mnie spojrzał.
- Zmęczyłem się. - oznajmił krótko bez żadnych emocji. Faktycznie nie wyglądał dobrze, o ile tego określenia w ogóle można użyć co do jego osoby.
- I co z tego? - odpowiedziałam żałośnie aroganckim tonem, próbując nadal okazywać moją niechęć do niego, mimo, że już dawno jej nie było.
- Widzisz tamto drzewo? - zapytał i wskazał palcem na ogromną koronę lśniącą zielenią.
- Tak i co?
- Tam się zatrzymamy na noc. - powiedział i ruszył we wskazanym wcześniej kierunku. Jego pomysł wydał mi się absurdalny. Jak można nocować w drzewie? Olśniło mnie, że ta pozbawiona uczuć i jakiejkolwiek kultury istota znała świat lepiej, niż wszyscy geografowie, historycy i teologowie. A może po prostu sprawiał takie wrażenie? Mylne wrażenie? Nie, na pewno nie!
Posłusznie ruszyłam za nim i z wdziękiem wylądowałam przed ogromnym pniem. Z ziemi był dziesięć razy większy niż wydawało mi się wcześniej. Moją uwagę przykuła tabliczka przybita do drzewa odrobinę za długim gwoździem, po którym spływała powoli krew. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że jest za o wiele czystsza niż ludzka. Na tabliczce widniał napis ,, Wszystko co nieludzkie nie jest dozwolone na terenie zajętym przez ludzi''
Gabriel był w szoku. Na jego twarzy malował się smutek i przerażenie. A jednak miał uczucia! Głęboko ukryte, ale miał. Uspokoił się i delikatnie odczepił od drzewa tabliczkę. Potem je przytulił oczywiście nie obejmując nawet jego połowy, przez to, że obwód drzewa był o wiele dłuższy niż jego ręce.
-Będzie dobrze, jestem tu, jestem...- mówił do pnia a ja nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Człowiek, który wydawał się być tylko twardą skorupą osłaniającą zamrożone serce, okazywał najszczersze uczucia i współdzielił ból z drzewem! Niemożliwe... Ale...ale...piękne...
Gałęzie drzewa zaczęły się poruszać aż w końcu z dwóch najgrubszych ukształtowały się ręce, które odwzajemniły delikatnie uścisk Gabriela.
Ten widok był jeszcze bardziej wzruszający. Z pnia zaczęła wyłaniać się twarz dość młodej kobiety. W końcu chłopak odsunął się od drzewa i patrzył z nadzieją, jak zamienia się ono w piękną dziewczynę, której ciało miało kolor drewna, bo prawdopodobnie z niego było stworzone, a włosy były z liści, tak jak jej sukienka. Otworzyła swoje duże, zielone oczy i położyła dłonie na sercu. Zaczęły delikatnie świecić. Dopiero teraz dostrzegłam na jej szyi krew. Gabriel znowu ją przytulił, ale tym razem porządnie, bo jako forma przypominająca ludzką była bardzo zgrabna.
- Jestem...już jestem...- powtórzył zdruzgotany chłopak. Chyba nie mógł uwierzyć w to, co zrobili ludzie i zapałał do nich jeszcze większym wstrętem. Ja w tej chwili też odczułam coś takiego... Chociaż przecież głęboko wierzyłam, że to, co zabiło mojego ukochanego, nie jest człowiekiem i nie ma z nim nic wspólnego.
Teraz zobaczyłam, że nawet jeśli tak jest, to nie usprawiedliwia to okrutności i agresji ludzkości. I ucieszyłam się, że mój skarb pozwolił mi oderwać się od świata, w którym więziono mnie całe życie.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
wykorzystam tą notkę żeby złożyć życzenia szczęścia, zdrowia, smacznej kolacji, pijanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku pełnego natchnień, kreatywności i sukcesów wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie. Wesołych świąt ;)
wtorek, 24 grudnia 2013
środa, 4 grudnia 2013
Rozdział 2 cz. 2
Wylądowałam na ziemi i kompletnie nie wiedziałam, co się ze mną działo. W moich oczach wszystko było rozmazane, ale mogłam wyraźnie zobaczyć rany na rękach. Dlaczego? Dlatego, że dzięki mojemu pechowi wpadłam prosto w koronę drzewa, zamiast normalnie się odbić od gałęzi. Przecież jeden siniak to za mało! Uhh...
Wzrok mi wrócił i minęły zawroty głowy. Zaczęłam otrzepywać się z liści i patyków. Wyglądałam jak zwierze...
Usłyszałam dochodzący zza drzewa śmiech. Jeszcze tego brakowało. Nie dość, że moją epicką, majestatyczną ucieczkę popsuło drzewo, to jeszcze Gabriel.
- Co latawcu, nie wyszło? - zadrwił ze mnie. Miałam ochotę wydrapać mu oczy i rzucić ptakom na pożarcie, ale szkoda mi ptaków. Wstałam i uderzyłam go pięścią w ramię.
- Możemy się stąd zmywać? - odpowiedziałam tak samo złośliwie i uderzyłam go jeszcze raz.
- Przeproś - rzucił krótko i odwrócił się do mnie plecami. Co za kretyn!
-Niby za co?
- Nie wierzyłaś mi
- Ale z ciebie dzieciuch.
- Przeproś, idiotko!
- Teraz to ty mnie przeproś.
- Za co?
- Obraziłeś mnie.
- Mówiąc do Ciebie po imieniu Cię obraziłem? Zabawna jesteś.
- Ty kretynie.
- Kretynko.
- Idziesz ze mną czy nie?! Nie ważne o ile drzew uderzę, przynajmniej nie skończę na krześle elektrycznym. Nie jesteś mi potrzebny. Moje dobre serce pozwala ci iść.
- HA HA HA - wyśmiał mnie i z powrotem spojrzał na moją twarz. W jego oczach jest taki piękny błysk i...
uśmiecha się tak pięknie...
O nie, to przez to głupie drzewo przewraca mi się w głowie!
Nie mogę tak myśleć, nie wolno mi! Moje wszelkie uczucia musi zastąpić nicość, pustka. Tak będzie lepiej...dla mnie. Teraz widziałam, jaka ze mnie egoistka. Ale naprawdę nie chcę odpowiadać za cudze winy! Nigdy nie prosiłam nikogo, żeby o mnie dbał, ale był człowiek, który robił to...od tak! Tak dla mnie. Był najwspanialszy na świecie i kochał mnie najbardziej jak tylko potrafił mimo moich wszystkich wad, mimo moich przejawów egoizmu i mimo tego, że musiał uważać na mnie jak na największą ofermę na świecie. Nie mogłam teraz tak po prostu spojrzeć na innego mężczyznę jak na niego. On nadal był w moim sercu i musiał zostać tam na zawsze, skoro nie mógł być w moich ramionach!
Rozwinęłam skrzydła i rzuciłam na Gabriela pełne pogardy spojrzenie. Nie miał kto się mną zaopiekować, trochę szkoda, że on nie chciał mi pomóc...
- No dobrze latawcu, mogę z tobą iść. Ale gramy na moich zasadach! - powiedział a ja oderwałam się od ziemi. Nie wiem dlaczego, ale niesamowicie mnie to ucieszyło. Lepiej, żeby nie widział mojego entuzjazmu. On wiedział, gdzie był morderca. On mógł mi pomóc pomścić mój skarb.
Wzrok mi wrócił i minęły zawroty głowy. Zaczęłam otrzepywać się z liści i patyków. Wyglądałam jak zwierze...
Usłyszałam dochodzący zza drzewa śmiech. Jeszcze tego brakowało. Nie dość, że moją epicką, majestatyczną ucieczkę popsuło drzewo, to jeszcze Gabriel.
- Co latawcu, nie wyszło? - zadrwił ze mnie. Miałam ochotę wydrapać mu oczy i rzucić ptakom na pożarcie, ale szkoda mi ptaków. Wstałam i uderzyłam go pięścią w ramię.
- Możemy się stąd zmywać? - odpowiedziałam tak samo złośliwie i uderzyłam go jeszcze raz.
- Przeproś - rzucił krótko i odwrócił się do mnie plecami. Co za kretyn!
-Niby za co?
- Nie wierzyłaś mi
- Ale z ciebie dzieciuch.
- Przeproś, idiotko!
- Teraz to ty mnie przeproś.
- Za co?
- Obraziłeś mnie.
- Mówiąc do Ciebie po imieniu Cię obraziłem? Zabawna jesteś.
- Ty kretynie.
- Kretynko.
- Idziesz ze mną czy nie?! Nie ważne o ile drzew uderzę, przynajmniej nie skończę na krześle elektrycznym. Nie jesteś mi potrzebny. Moje dobre serce pozwala ci iść.
- HA HA HA - wyśmiał mnie i z powrotem spojrzał na moją twarz. W jego oczach jest taki piękny błysk i...
uśmiecha się tak pięknie...
O nie, to przez to głupie drzewo przewraca mi się w głowie!
Nie mogę tak myśleć, nie wolno mi! Moje wszelkie uczucia musi zastąpić nicość, pustka. Tak będzie lepiej...dla mnie. Teraz widziałam, jaka ze mnie egoistka. Ale naprawdę nie chcę odpowiadać za cudze winy! Nigdy nie prosiłam nikogo, żeby o mnie dbał, ale był człowiek, który robił to...od tak! Tak dla mnie. Był najwspanialszy na świecie i kochał mnie najbardziej jak tylko potrafił mimo moich wszystkich wad, mimo moich przejawów egoizmu i mimo tego, że musiał uważać na mnie jak na największą ofermę na świecie. Nie mogłam teraz tak po prostu spojrzeć na innego mężczyznę jak na niego. On nadal był w moim sercu i musiał zostać tam na zawsze, skoro nie mógł być w moich ramionach!
Rozwinęłam skrzydła i rzuciłam na Gabriela pełne pogardy spojrzenie. Nie miał kto się mną zaopiekować, trochę szkoda, że on nie chciał mi pomóc...
- No dobrze latawcu, mogę z tobą iść. Ale gramy na moich zasadach! - powiedział a ja oderwałam się od ziemi. Nie wiem dlaczego, ale niesamowicie mnie to ucieszyło. Lepiej, żeby nie widział mojego entuzjazmu. On wiedział, gdzie był morderca. On mógł mi pomóc pomścić mój skarb.
Subskrybuj:
Posty (Atom)